Marketing partyzancki

Marketing partyzancki

 Rawpixel.com/bigstockphoto.com

Rawpixel.com/bigstockphoto.com

Dróg promocji produktu jest wiele. Do najważniejszych zalicza się kampanie spotowe w popularnych stacjach telewizyjnych oraz różne wersje reklamy w internecie, np. kampanie w social mediach, bannery na portalach czy mailingi ze spersonalizowaną ofertą. Co jednak zrobić, gdy powyższe formy nie przynoszą oczekiwanego efektu i gdy tradycyjne zasoby zaczynają zbliżać się ku końcowi?

Ryzyko w marketingu może się opłacić, a niekonwencjonalne rozwiązania się nawet wskazane. Dość świeżym trendem jest marketing partyzancki (ang. guerrilla marketing), który przy niewielkim nakładzie finansowym może zapewnić sporo korzyści.

Czym zatem jest marketing partyzancki? Formę tę można porównać do popularnego marketingu wirusowego, który poprzez nietypowe działania promuje określone marki czy zachowania. Jednym z przykładów są np. vlepki. Marketing partyzancki może mieć postać memów czy youtuboweo viralu, które rozsiewane w sieci samoistnie docierają do ogromnej grupy docelowej. Efektywny może być również stosowanie drastycznych obrazów w celu zaszokowania odbiorcy. Brak kontaktu z tradycyjnymi środkami reklamowymi ułatwia kontakt z klientem, który bezwiednie uczestniczy w kampanii. Po tego typu metody sięgają zarówno popularne polskie marki, jak i politycy, bo dzięki niekonwencjonalność pozwala zbudować ciekawą historię, a nawet wejść na stałe do życia społecznego.

Najważniejszym zadaniem kampanii na bazie marketingu partyzanckiego jest stworzenie emocjonalnej więzi między nabywcą a towarem bądź usługą. Koszty w tym wypadku nie są duże, ale stworzenie całej koncepcji powinno być szczegółowo przemyślane, by przekaz trafił do odpowiedniej grupy. Marketing partyzancki działa błyskawicznie i trudno kontrolować jego działania. Nie są w tym wypadku istotne preferencje konsumenckie, ale budowanie emocji. Z tego właśnie powodu marketing partyzancki bardzo często wykorzystuje się do reklam społecznych, które mają wpłynąć na postawy i zachowania ludzi – zdjęcia z wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców czy prawdziwe historie osób oszukanych przez internet. Ale oczywiście nie brakuje też komercyjnych produktów, które były promowany w ten sposób.

Jednym z bardziej charakterystycznych wzorów marketingu partyzanckiego jest promocja napoju Frugo. Nietypowe spoty reklamowe i zapadające w pamięć hasło „No to frugo”, na stałe wyryły się w pamięci odbiorcom. Kampania, niczym najlepsza plotka, stała się tematem rozmów wszelkich grup społecznych, a slogan powtarzano jako nowy zwrot językowy. Równie ciekawa opcja marketingu partyzanckiego pojawiła się przy kampaniach operatora Heyah. Poza hasłem: „No to Heyah” zastosowano nietypowy symbol w postaci czerwonej łapki, co ułatwiło masowe kojarzenie tego właśnie produktu.

Powyższe przykłady pokazują, że marketing partyzancki to nie tylko szokowanie i wywoływanie emocji, ale także dopasowywanie przekazu pod odbiorców. Dlatego najistotniejsze są w tym wypadku kreatywność i umiejętność wyczucia potrzeb danej grupy docelowej. Zaangażowanie odbiorców stanowi kluczu do celu, czyli zwiększenia rozpoznawalności danej marki na rynku. Nieciekawy przekaz zniknie w tłumie innych i nie przyniesie żadnych miarodajnych rezultatów. Dlatego w marketingu partyzanckim nie liczy się budżet – najważniejszy jest pomysł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.